Dlaczego dają się okiełznać klamerką do bielizny?
Wygląda to na trik magiczny. Wyjmujesz zestresowanego i
wyrywającego się kota z klatki. Ten szarpie się na wszystkie strony i
tylko patrzy, gdzie czmychnąć. I wtedy - chaps - zbierasz mu fałd skóry
na karku i spinasz drewnianą klamerką do bielizny. Zwierzak zastyga
nieruchomo, jak w stuporze. I tkwi w miejscu, nawet ogonem nie kiwnie.
Można z nim robić wszystko, a ten zazwyczaj tak przedsiębiorczy
spryciarz stoi, jakby mu rozum odjęło.
Ten sposób
wykorzystują zresztą weterynarze, aby okiełznać szczególnie niespokojne
koty podczas wizyty - po prostu chwytają kota za kark w odpowiednim
miejscu.
To ewolucyjny odruch pozwalający kociej mamie często zmieniać gniazda, w których pielęgnuje nowo narodzone kocięta. Robi to dla higieny, żeby w gnieździe nie zdążyły się zagnieździć pasożyty,
oraz ze względów bezpieczeństwa. I jeśli podejmuje ten ratujący życie
manewr, nie może sobie pozwolić na to, żeby latorośle wyrywały się albo
podnosiły larum. Kiedy bierze je za kark, robią się ciche i nieruchome.
Zastygają. Większości kotów ten odruch pozostaje do końca życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz